sobota, 1 grudnia 2012

Przeciwnicy GMO i in vitro - studium przypadku

Na początek jeden artykuł i drugi. Dostrzegacie pewne podobieństwa? Nie twierdzę oczywiście, że Grzegorz Braunek ani tym bardziej Doda to jacyś tytani intelektu, ani archetyp przeciwnika GMO/in vitro, jednak oba przypadki mają pewną wspólną cechę: wypowiadają się w nich osoby, które na dany temat nie mają zielonego pojęcia.
Taka już ludzka natura, że do przeciętnego zjadacza chleba łatwiej docierają nacechowane emocjonalnie argumenty (choćby wyssane z palca lub wzięte z innych części ciała), niż wyważone argumenty ludzi którzy znają się na rzeczy - po części jest to wina naukowców, którzy nie zawsze potrafią wypowiedzieć się w sposób zrozumiały dla ogółu (niejeden raz próbowałem wytłumaczyć rodzinie, czym dokładnie się zajmuję, jednak kiepsko mi to idzie). Ludobójstwo - to idealne słowo dla narodu karmionego od dziecka katyńsko-smoleńsko-zaborczą martyrologią. Naukowcy to dla przeciętnego człowieka dziwni ludzie, którzy niczego innego nie pragną jak podporządkować sobie ludzkość (zresztą: we wszystkich komiksowych opowieściach, które za sprawą postępującej amerykanizacji kultury przenikają i do nas, "ten zły" ma tytuł przynajmniej doktora, podczas gdy superbohater jest co najwyżej studentem), albo wywołać koniec świata, czy to przy użyciu własnoręcznie wyhodowanych bakterii, czarnej dziury/antymaterii w CERN czy choćby tego nieszczęsnego GMO, i w związku z tym nie należy im ufać.


 Taki naukowiec na ogół pracuje dla wielkich korporacji, Żydów, masonów, cyklistów, ateistów czy satanistów jeżdżących Czarną Wołgą i mrożących zarodki na lekarstwa dla bogatych Niemców - i nie jest to żart, wystarczy poczytać niektóre komentarze na blogu Wojciecha Zalewskiego, których autorzy bardzo lubią posługiwać się argumentum ad monsantum* (przy okazji: ja sam z żadną korporacją związany nie jestem, a jeśli ktoś mnie o to spyta, to ja z kolei spytam, czy nie pracują dla pewnej organizacji mającej 237 mln dolarów rocznego budżetu i biura w 42 krajach. Zresztą, w obecnych czasach oskarżanie kogokolwiek o sprzedanie się zawsze będzie hipokryzją - chyba, że oskarżający wykaże, że nie używa pieniędzy, a całą żywność i wszystko co mu do życia potrzebne wytwarza sam**).
Nawet wyglądające na naukowe argumenty przeciw GMO/in vitro nie zawsze mają sens. Choćby dwa argumenty dotyczące GMO:
a) Nasion GMO nie można ponownie wykorzystać do zasiewu, więc rolnicy co roku muszą kupić nowe nasiona,
b) Jeśli rośliny GMO będą gdzieś rosły, to ich nasiona rozsieją się na całą okolicę i wyprą normalne rośliny.
Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale jak dla mnie te argumenty przeczą sobie.
Przeciw in vitro również jest sporo argumentów, mniej (krzyki zarodków, słyszane przez pewnego ministra czy mój ulubieniec, abp Dzięga) lub bardziej (powikłania, mniejsza masa urodzeniowa; swoją drogą wciąż mam nadzieję, że współautorka bloga podzieli się swoją teorią na temat in vitro - jej uroda polega na tym, że jest przeciwko finansowaniu in vitro, a jednocześnie argumenty są bardziej niezgodne ze stanowiskiem Kościoła niż bycie za finansowaniem***). Tak jeszcze wracając do celebrytów, kreujących się na autorytety: bycie za in vitro jest cool, jazzy i trendy, złe mohery itp, a jak dostajemy GMO to rzucamy argumentami na poziomie moherowych beretów (vide Doda) i to też jest cool, jazzy i trendy (Kościół nic przeciw GMO nie mówił, więc nie pozgrywamy światłych Europejczyków będąc za).

A zamiast podsumowania artykuł wprawdzie trochę stary, ale w tej materii nic się zapewne nie zmienia. Gadanie sobie, argumenty za i przeciw sobie, a rolnik sobie. Tak samo jest z in vitro, legalizacją marihuany, związków jednopłciowych czy dowolną kwestią światopoglądową. Nie tyle uchwały wpływają na to, co zrobią ludzie, a oddolne zmiany w mentalności będą podstawą zmian prawa. Szkoda, ze niewielu polityków to rozumie, wybierając w zamian wyjście "jak czegoś zabronimy, to nie będzie problemu".

*Quidquid latine dictum sit, altum videtur.
** Autor w młodości mało nie został anarchistą, ale doszedł do wniosku, że przegięcie w lewo jest równie kiepskim pomysłem, jak przegięcie w prawo. Za to do dzisiaj słucha czasem Włochatego.
*** Tak, to możliwe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za obraźliwe, wulgarne i reklamowe komentarze dziękujemy :)